Bolszewikom strzelał między oczy

Frontowiec i konspirator. Charyzmatyczny dowódca i partyzant. Carski sołdat, ukraiński ataman, oficer Wojska Polskiego. Według polskiego podziemia – niemiecki kolaborant. Kim był ten kozacki watażka z Podola, który zginął z ręki Armii Krajowej pod Hrubieszowem?

Pierwsze boje

Jakiw Halczewskyj (1894-1943) urodził się w Hucie Lityńskiej. Miał za sobą służbę w armii carskiej (1916-1917), podczas której wyróżniał się zdolnościami i był za nie nagradzany. W listopadzie 1918 r. jako żołnierz armii ukraińskiego demokratycznego Dyrektoriatu walczył przeciwko hetmańcom (ukraińscy monarchiści na czele z hetmanem Pawłem Skoropadskim posiadający państwo pod zwierzchnictwem Niemiec). Później bił bolszewików. Jeszcze przed zakończeniem I wojny światowej został nauczycielem na Podolu i rozpoczął studia prawnicze na uniwersytecie w Kamieńcu Podolskim jako wolny słuchacz. Jednocześnie zaangażował się w antyhetmańską konspirację. Przejął dowództwo wojsk partyzanckich i działalność podziemną na Podolu, prowadząc ją do września 1922 r. Potem z terytorium Polski jako współpracownik polskiego wywiadu dokonywał przeciwbolszewickich rajdów na Podole, które trwały do 1925 r. W początkowym okresie walki partyzanckiej walczył także przeciwko wojskom białej armii rosyjskiej Antona Denikina. W 1920 r. bolszewicy w odwecie za jego działalność zamordowali mu brata Fedora. Odtąd każdego bolszewika likwidował strzałem między oczy, bo jak tłumaczył: „W to miejsce po zadaniu straszliwych mąk, Żyd Chaim Burg zastrzelił z nagana mojego młodszego i jedynego brata”. Od 1921 r. używał pseudonimu Oreł (pol. orzeł). W celu likwidacji czekistów wykorzystywał podstęp, walcząc ze swoim oddziałem w mundurach sowieckich. Tajemnica, osłona nocy, wykorzystanie złej pogody, zaskoczenie, walka wręcz, szybki odskok, świetna znajomość terenu, krótkie postoje w różnych miejscach, spryt, dobre uzbrojenie, celne uderzenia – to wszystko sprzyjało sukcesom i utrwalaniu jego legendy. W 1922 r. główny ataman Symon Petlura awansował go do stopnia pułkownika Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej.

Ataman Oreł ze swoimi powstańcami po przejściu do Polski, piąty z prawej w I rzędzie (oznaczony 1), 1922 r., fot. wikipedia

Oficer w polskim wojsku

W 1930 r. pod nazwiskiem Wojnarowski rozpoczął służbę jako oficer (kapitan, potem major) w 67. pułku piechoty Wojska Polskiego w Brodnicy. Brał udział w wojnie obronnej 1939 r., podczas której trafił do niemieckiej niewoli i przebywał w niej do stycznia 1940 r. Dzięki wstawiennictwu kolegów, byłych petlurowców z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (późniejsza frakcja Andrija Melnyka) działających w Berlinie, został zwolniony. W Niemczech przystąpił do nacjonalistycznego Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowego (UNO). Z początkiem lutego 1940 r. przyjechał do Peresołowic koło Hrubieszowa, gdzie pracowała jego żona Nadia. Tam kontynuował swoją publicystyczną twórczość. Sprzyjało temu środowisko, w którym się znalazł. Jego druga żona, Nadia Kotorowicz, była z zawodu nauczycielką, córką ks. Iwana Kotorowicza z Hostynnego, który pisywał dla ukraińskiej gazety wydawanej przez Niemców pt. „Krakiwski Wisti”. Brat Nadii, Hennadij, był zaangażowany w dziennikarstwo jako pracownik jednej z redakcji w Berlinie. Mieszkając już pod Hrubieszowem, wrócił do zawodu nauczycielskiego i spisał wspomnienia, które zatytułował „Z wojennego notatnika”. Być może publikował także w ówczesnej prasie.

Germanofil

Trudno jego poglądy uznać za inne niż germanofilskie. Halczewski uważał, że Ukraińcom do „wyzwolenia z moskiewsko- -polskiej niewoli po drodze tylko z Niemcami”, których uznawał za „solidnego partnera politycznego”. Miał nawet za złe samemu Petlurze, czyli swojemu dowódcy, że postawił na Francję, a nie na Niemcy. Niemców, jakich zobaczył we wrześniu 1939 r., szanował za pracowitość, wytrwałość, solidarność i zdyscyplinowanie. Wierzył, że Państwa Osi pod ich przewodnictwem odniosą zwycięstwo. Adolfa Hitlera uważał za „wyjątkową indywidualność”, co nie było wówczas wśród ówczesnych Ukraińców jakoś specjalnie wyjątkowe. Sympatie wobec führera istniały także w środowisku ukraińskich demokratów współpracujących z Polską, niezależnie od tego, że w niemieckich obozach koncentracyjnych dokonywano ludobójstwa już od kilku lat. Przewidywał, że Stalin, który włączy się do wojny dopiero w momencie, gdy jego przeciwnicy stracą już nieco sił, i tak zostanie pokonany, zaś Ukraińcy „wzniosą swoje modlitwy do Boga za swego Zbawiciela – A. Hitlera”. Dziwi fakt, że Halczewski pogodził się z utratą Ukrainy Karpackiej na rzecz Węgier wiosną 1939 r. oraz wschodnich województw RP jesienią tego roku na rzecz Sowietów. Uważał jednak, że sojusz Niemiec z ZSRR był ceną rozprawy z Francją.

Uroczystości upamiętniające J. Halczewskiego w jego rodzinnej wsi, fot. domena publiczna

Wobec Polski i Polaków

Halczewski wymieniał trzech największych wrogów Ukrainy. Byli to „Moskale, Żydzi i Polacy”. Twierdził, że Polska powinna była iść na Sowietów z Niemcami. Ustępstwa terytorialne na rzecz Niemiec (korytarz – połączenie z Prusami) wydawały mu się naturalne i konieczne. We wrześniu 1939 roku do obrony Polski nie palił się: „Rodzinę mojej żony prześladują Polacy na Chełmszczyźnie, po piętach depczą mi dwójkarze (polski wywiad – przyp. red.), a wyżsi dowódcy liniowi powierzyli mi dla ratowania Polski batalion. Chyba tylko po to, by do reszty zburzyła nasze cerkwie na Chełmszczyźnie?”. Przyznawał, że służąc w polskiej armii nie chciał przyczyniać się do zwiększania strat niemieckich. Po połowie września, gdy klęska Polaków była już nader widoczna, przyznał, że ogarnął go wesoły nastrój, gdyż „przestało istnieć nadęte państwo”. Wiele jego uwag na temat polskiej polityki i armii było słusznych, czego odzwierciedleniem są dzisiaj prace niektórych historyków polskich poświęconych czasom II RP. Jako zawodowy oficer miał wgląd w codzienność armii, zwłaszcza w jej słabości. To samo tyczyło się postaw Polaków po klęsce wrześniowej. Kilka jego krytycznych uwag jest też zbieżnych z opiniami niektórych polskich dowódców czy też szeregowych żołnierzy.

Krytycznie o rodakach

Halczewski w swoich tekstach nie szczędził krytycznych uwag pod adresem samych Ukraińców. Doznał swego rodzaju szoku, widząc dwulicowość, słabość charakteru, niską moralność, tchórzliwość i brak patriotyzmu niższych rangą ukraińskich oficerów w Wojsku Polskim. Piętnował także sztuczny jego zdaniem kult wodza w środowisku Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Andrija Melnyka, podobnie jak megalomanię ukraińskich jednostek na emigracji. Miał świadomość, że są wśród nich ludzie skorumpowani i skłonni do zdrady. W OUN raził go nie tylko kult wodza, ale także teatralne faszystowskie pozdrowienia nacjonalistów. Jednakże trzeba pamiętać, że to właśnie środowisku Melnyka zawdzięczał wolność. Miał za to żal do swoich, zdawałoby się najbliższych politycznie, rodaków, czyli petlurowców. U Halczewskiego można wyczuć ostrą krytykę członków OUN-Bandery, jako tych, którzy nie mają żadnego doświadczenia („politycznej metryki”) i nie są dostosowani do aktualnych warunków wojennych. Uważał, że ich organizacja była tylko „wytworem na miarę relacji polsko-ukraińskich” i działała jak zorganizowana na wzór masoński „mafia”, która „poczytała co nieco o faszyzmie we Włoszech” i się nim zafascynowała.

Peresołowice, 2016 r. Myrosława Kotorowicz i Lena Tymczenko na progu domu, przy którym zginął ataman „Oreł”

W sztabie ChLS

W czerwcu 1942 r. Niemcy zgodzili się na utworzenie Chełmskiego Legionu Samoobrony, w którego pięcioosobowym sztabie zasiadł Wojnarowski. Za życia Wojnarowskiego Legion liczył niewiele: od 20 do 60 osób. Rozrósł się dopiero po jego śmierci, osiągając pod koniec 1943 r. stan osobowy 400 strzelców. ChLS nie był samodzielną i niezależną inicjatywą ukraińskich konspiratorów. Była to formacja niemiecka o lokalnym charakterze (podobnie jak dywizja SS Galizien nie miała nawet w nazwie słowa „ukraiński”). Wbrew temu co piszą ukraińscy badacze życiorysu atamana „Orła” jej celem nie była obrona Ukraińców przed Polakami. Do momentu powołania ChLS, jak wskazują ustalenia Igora Hałagidy, zagrożenie polskie na tym terenie dla Ukraińców nie istniało. Z ręki polskiego podziemia do tego czasu zginęło co najwyżej kilkudziesięciu wyróżniających się Ukraińców. Nieporównywalnie więcej Ukraińców zginęło od Niemców za faktyczne lub rzekome wspieranie komunizmu i partyzantów sowieckich, m.in. w wyniku pacyfikacji hrubieszowskich wsi wiosną 1942 r. (np. w pobliskich Mołodiatyczach), czego niewątpliwie Wojnarowski musiał mieć świadomość, a nawet być tego świadkiem. Jak sądzi Mariusz Zajączkowski rzeczywistym celem powołania ChLS miała być walka z rosnącą w siłę na tym terenie partyzantką komunistyczną.

Sztandar ChLS, fot. wikipedia

Śmierć atamana

Ataman „Oreł” zginął 22 marca 1943 r. w Peresołowicach w walce z żołnierzami Armii Krajowej. Szkoła, przy której miał miejsce jego ostatni bój, stoi do dzisiaj. Zarzuty postawione Wojnarowskiemu ustalone przez Mariusza Zajączkowskiego m.in. na podstawie notatek Szymona Tokarza z Gdeszyna, które miały spowodować skazanie go na karę śmierci, dotyczyły jego publicystyki. Miał dopuścić się w niej „zdrady tajemnic wojskowych” oraz „zdrady państwa przez wyszydzanie jego armii”, a także kontaktów z oficerami niemieckimi w Berlinie. Jego grób na cmentarzu w Hrubieszowie został zniszczony [CMENTARZ PRAWOSŁAWNY W HRUBIESZOWIE: Jakub Halczewski | Żywi w naszej pamięci (ukrainskanekropolia.org)]. Nie ma po nim śladu. Ukraińscy biografowie twierdzą, że dokonali tego „polscy szowiniści” nie tłumacząc, o kogo w istocie chodzi, ale przypisując między wierszami sprawstwo polskiemu podziemiu. Czy faktycznie mogli to zrobić członkowie AK bądź innej pokrewnej formacji? Nie sądzę. Bardziej prawdopodobne jest to, że grób zrównali z ziemią Sowieci bądź ich podwładni z komunistycznego aparatu represji, np. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Wszak ataman „Oreł” był dla nich większym wrogiem niż dla Polaków. Nie mogli dopuścić, by kult pogromcy bolszewików był pielęgnowany.

Upamiętnienie J. Halczewskiego w jego rodzinnej wsi, fot. vlasno.info

Mariusz Sawa, Magazyn „Kroniki Tygodnia”, numer 45 (1454) 5 listopada 2019 r., s. 15.